Czytam = Komentuje

czwartek, 15 stycznia 2015

Prolog - Żadnego końca świata nie będzie

01-09-2016 r.

Sabrina Czarnecka:
Tego dnia było zimno jak nigdy, choć to nie była jeszcze najmroźniejsza z pór roku. Wiało ze wszystkich stron, a moje włosy zdawały się tańczyć na tym wietrze i co jakiś czas wpadać mi do oczu ograniczając tym samym widok na twą twarz.
Przyglądałam się tobie z takiego bliska, a czułam się jakbym była niezwykle daleko, albo jakbyś to ty był nieobecny. Uśmiechałeś się delikatnie, a barwa twoich źrenic wydawała mi się być tak obca jak jeszcze nigdy dotąd, jak nigdy wcześniej.
Na dnie torebki miałam broń, niewielki pistolet, który nigdy nie powinien się znaleźć w zasięgu mojego wzroku, choćby dlatego, by nie przyszło mi na myśl uczynić z niego pożytku. Włożyłam rękę do tej torebki, odnalazłam już wcześniej przeładowany przedmiot. Wymierzyłam w ciebie.
Nie bałeś się. Byłeś niezwykle spokojny. Stałeś nadal tak samo – ręce w kieszeni i ten delikatny uśmiech. Chyba nie wierzyłeś, że mogę pociągnąć za spust. A ja… a ja oddałam strzał. Pierw jeden, a ty padłeś na kolana. Teraz byłeś przerażony.
Stanęłam nad tobą i wystrzeliłam cały magazynek, jeden po drugim. Ręce mi drżały… całe moje ciało drżało. Liście na drzewach nerwowo zaszeleściły, to znaczyło, że nic się nie zmieniło, żadnego końca świata nie było…

Wiktor Górny:
Zbiegłem czym prędzej po starych, skrzypiących schodach poniemieckiej kamienicy. Otworzyłem jej drzwi z buta, nie sprawdzając nawet czy po raz kolejny się zacięły. Wcisnąłem coś przypominający dzwonek i odblokowałem kratę wyglądającą na więzienną. Założyłem kask i wsiadłem na motocykl. Ruszyłem w stronę parku.
– Zdążysz! Zdążysz! Musisz! – krzyczałem sam do siebie. – Nie rób głupot! – nalegałem w myślach, jakbym chciał przekazać Sabrinie tą myśl w sposób telepatyczny i jakimś cudem wpłynąć na jej zachowanie.
Na mieście były straszne korki, a cała sygnalizacja świetlna zdawała się na mnie uwziąć. Co chwila zaskakiwało mnie czerwone światło. W końcu zacząłem to olewać i wyprzedzać w sposób taki w jaki nie odważyłem się nigdy wcześniej.
Do parku pozostało mi mniej niż dwie minuty drogi, postanowiłem pojechać skrótem, pod prąd. Przy wyjeździe z uliczki usłyszałem jak ktoś za mną trąbi. Nie miałem lusterek, bo dwa dni wcześniej ostatnie z nich się uszkodziło. Odwróciłem więc głowę i poczułem silne uderzenie.
Szybko pojąłem, że leżę na zimnym betonie, a jacyś ludzie pochylają się nade mną. Fragmenty szyby kasku czułem w ustach, podobnie jak ten dobrze znany mi metaliczny posmak. Zamknąłem oczy, wiedziałem, że już nie zdążę. Ogarnął mnie dziwny spokój, napawający myślą iż nic się nie stało, bo żadnego końca świata przez to nie będzie…

Marek Pawlak:
Stojąc przy oknie spoglądałem na zegarek. Wskazówki niemiłosiernie się ciągnęły po jego tarczy, a czas zdawał się nie płynąć, a stać w miejscu. Piłem herbatę z ulubionego kubka co jakiś czas spoglądając na telefon komórkowy i zdjęcie wysłane do mnie MMSem.
– Dwie kreski – mówiłem sam do siebie, po czym ponownie chowałem telefon do kieszeni.
Na parapecie leżały ulotki przeróżnych ośrodków odwykowych. Jakąś godzinę temu Trudny je tam położył.
– Mnie kiedyś pomogli. Marek, nigdy nie jest za późno. – Kiedy to mówił jeszcze nie wiedziałem, że za kilka miesięcy zostanę ojcem. Ja i bycie pieprzonym tatusiem! Nie nadawałem się do tego i nie miałem zamiaru się nadawać!
Darek opuścił moją nowocześnie urządzoną kawalerkę na poddaszu i wyszedł. Spieszył się na spotkanie z córką żony. Ta mała miała dla niego coś ważnego. Zaraz po spotkaniu miał zadzwonić i zapytać czy się zdecydowałem. Jeszcze tego dnia chciał mnie zawieź do jakiegoś monaru. Wskazówki posuwały się powoli, a telefon milczał jak zaklęty.
Poluzowałem krawat i odpiąłem dwa guziki białej koszuli. Sięgnąłem do kieszeni czarnej marynarki. Na jej dnie znalazłem fiolkę z tabletkami nasennymi. Wziąłem z początku jedną i położyłem się na kanapie. Potem ponownie sięgnąłem po opakowanie i wziąłem jeszcze dwie.
Spojrzałem w lampkę świecącą w moje oczy jakbym był na komendzie. Zgasiłem ją, a potem postanowiłem zgasnąć jak ona. Wsypałem do ust całą zawartość opakowania, pogryzłem i połknąłem czując gorycz w gardle… czując żółć spływającą niczym po amfetaminie branej do nosa. Zasnąłem, pomimo iż wiedziałem, że tego dnia żadnego końca świata nie będzie...

Amelia Górna:
Z niewielkiej komody wyglądającej na starszą ode mnie wyjmowałam sukienki. Zastanawiałam się, w którą z nich ubrać swoją córeczkę. Mieliśmy jechać na weekend do Lichenia. Nie byłam szczególnie religijna, no ale skoro on był, to… nie szkodziło mi się zgodzić, zwłaszcza, że to ja miałam prowadzić.
Usłyszałam dzwonek do drzwi, spojrzałam w ich kierunku, a następnie zerknęłam na Amandę. Bawiła się w wyjmowanie poszewek z szuflady pod ł
óżkiem. Poszłam otworzyć. Spodziewałam się każdego, ale nie Alicji Trudnej.
– Co pani tu…
– Kiedyś tu mieszkałam – przerwała mi. Nigdy nie lubiłam tej kobiety, zawsze była bezczelna i traktowała wszystkich z góry.
– Ale już pani nie mieszka.
– Całe szczęście. Czy ty wiesz, dziewczyno, co ty w ogóle robisz? Przemyślałaś to?
– Ale to już chyba nie pani sprawa.
– To był mój mąż, wiem lepiej do czego jest zdolny niż ty po kilku gorętszych nocach. Daj sobie czas, nie mówię, że masz z nim zrywać, ale nie musisz od razu wyjeżdżać na drugi koniec świata.
– O czym pani mówi?
– O wizach USA, a ty…
– A ja przepraszam, muszę odebrać. – Spojrzałam znacząco na wibrujący telefon. Przyłożyłam go do ucha i usłyszałam taką wiadomość, która sprawiła, że nogi się pode mną ugięły.
Alicja miała wyjść z mieszkania, ale w chwili, gdy dostrzegła, że osuwam się po ścianie i nie mogę powstrzymać łez, zapytała:
– Co się stało?
Nie potrafiłam z siebie wydusić słowa. Zamknęłam oczy starając się zebrać myśli.
– Nie! – usłyszałam nagle krzyk tej blondynki. Podniosłam wzrok i zauważyłam jak biegnie w stronę otwartego okna, na którego parapecie stało moje dziecko.
Wszystko trwało ułamki sekundy, podczas, których ja nawet nie zdążyłam wstać z podłogi i już wiedziałam, że żadnego końca świata dzisiaj nie będzie…


Postanowiłam zacząć powieść od początku i dodawać jeden długi rozdział raz na tydzień. Tamte części, które były tutaj opublikowane wcześniej, oczywiście poprawię i opublikuje w udoskonalonej wersji (prawdopodobnie wszystkie się zmieszczą w 1-3 rozdziałach). Chciałabym też zaznaczyć iż prolog, tak naprawdę jest zakończeniem, a wydarzenia z pierwszego rozdziału maja miejsce 2 lata przed wydarzeniami z prologu.
I jak wam się podoba ta zmiana? Co sądzicie o takim rozwiązaniu? No i jakie wrażenie wywarł na was powyższy fragment?


środa, 14 stycznia 2015

Po raz kolejny przepraszam

Nie chciałabym znowu zaczynać od początku, ale doszłam do wniosku, że czytelnicy zasługują na dłuższe rozdziały i że muszę zmienić prolog, po prostu chciałabym aby to było takie... niemal idealne. Tak więc zapraszam was tutaj najlepiej jutro, albo w weekend. Postaram się dodać ten zmieniony prolog i bardziej przemyślany, oraz wydłużony rozdział 1. Więcej zmian nie będzie! Tak więc bez obaw, a wasze komentarze naprawdę dużo znaczą i niezmiernie mi pomogły. Liczę nadal na waszą pomoc w tworzeniu opowieści. Naprawdę was wszystkich pozdrawiam. Obiecuje też systematyczność, czyli rozdział przynajmniej jeden na tydzień, zazwyczaj będzie to weekend.

wtorek, 13 stycznia 2015

Teledysk + informacja

Wzięłam się dziś za tworzenie teledysku, chcę by był wykonany tak na wpół profesjonalnie, tak jak i szablon tego bloga. Mam cichą nadzieję, że chociaż w połowie mi się to uda. Co zaś się tyczy informacji, to ta opowieść jest życiowa, raczej nudna, bo mogła się przydarzyć każdemu z nas, albo dziać się tuż obok - za naszymi drzwiami, w naszej dalszej rodzinie, u sąsiada z drugiego piętra. Właściwie chciałabym zwrócić wam uwagę, że zazwyczaj patrzymy na innych przez pryzmat siebie i oceniamy ich na podstawie własnych doświadczeń, a przecież ci "inni" nie są nami. I tak mówimy "ja na jego miejscu...", "jak tam można..." - ludziom łatwo przychodzi ocenianie innych i wiem to na swoim przykładzie. Czasami nawet jak nie chcemy, to i tak oceniamy, jeśli nie na głos to w naszej głowie. I tak jak Solka powiedział:
Zdemoralizowana młodzież
Rozpustne dziwki
Chamscy faceci
Patrzysz i myślisz:
to całkiem inny, odległy świat,
nigdy tak nisko nie upadnę...
A życie pisze różne scenariusze...
Kolejny cytat jaki można tutaj przytoczyć, to mało znanego rapera Młodego G.R.O.:
W stu procentach, dziesięć kradnie z głodu
 Cała reszta ma setki powodów
 W statystyki patrzysz prosto oceniasz
 Jutro los da kopa staniesz w roli złodzieja
Umiemy więc krytykować brak płacenia podatków, handel narkotykami, nielegalne robótki, kradzieże, prostytucje wśród nieletnich dziewcząt i ustawione w piwnicach walki młodych chłopców. Krytykujemy rozwodników i kobiety, które trwają przy alkoholikach czy damskich bokserach, dlaczego? Z prostej przyczyny - bo nie nas to dotknęło. Czy my postąpilibyśmy inaczej niż krytykowani? Pewnie tak, ale stojąc na naszym miejscu, mając nasze wspomnienia i nasze przeżycia. A będąc na miejscu tego kogoś od A do Z, od samej kołyski być może bylibyśmy jeszcze gorsi niż on teraz i jeszcze bardziej na dnie, albo już by nas nie było...
Do teledysku najtrudniej było mi znaleźć odpowiedni utwór i do teraz nie wiem czy pozostanę przy wybranym, czy stworzę jakiś mix z różnych, raczej znanych piosenek. Mam nadzieję, że do jutra się wyrobię i będę mogła wstawić tutaj ten krótki klip.